Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi piter z miasteczka Częstochowa. Mam przejechane 24212.91 kilometrów w tym 3669.61 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.55 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 2708 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy piter.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

z dala od miejskiej dżungli

Dystans całkowity:12715.78 km (w terenie 2327.46 km; 18.30%)
Czas w ruchu:08:34
Średnia prędkość:16.39 km/h
Suma podjazdów:2708 m
Liczba aktywności:169
Średnio na aktywność:75.24 km i 1h 25m
Więcej statystyk
  • DST 46.55km
  • Aktywność Jazda na rowerze

testy na nowym sprzęcie , droga do pracy i dziwny sms

Sobota, 20 października 2012 · dodano: 20.10.2012 | Komentarze 4

Dzisiejszy dzień to spora dawka wrażeń, trochę stresu, trochę śmiechu połączonego z niesmakiem...ale do rzeczy.

Rano obudził mnie tel. od koleżanki. Chciała bidulka żebym jej sprawdził nowy rowerek zakupiony wczoraj na rynku od jakiegoś przygodnego sprzedawcy.Cóż było robić pojechałem do niej na swoim bajku w dobrym tempie, ale zupełnie się nie zmachałem gdyż mieszka zaledwie 4-ry bloki dalej. Czekała już na mnie, więc szybko oddałem jej swego rumaka w jej dłonie.
Po chwili siedziałem już na jej pięknym, połyskującym w słońcu rowerku.Muszę przyznać,że robił spore wrażenie.

Zaproponowałem przejażdżkę w okolice nastawni. Kumpela się zgodziła bez zbędnego kręcenia nosem. W sumie nie miała wyjścia, bo pogoda dziś ładna, deszcz nie padał i kałuż też jak na lekarstwo, więc jazda zapowiadała się lekko i przyjemnie...niestety tylko się zapowiadała.

Gdy ruszyliśmy w stronę skansenu tnąc przez ul.Limanowskiego odniosłem wrażenie jakby rower sam skręcał. Wydawało mi się niemal, że skręca nawet wtedy gdy ja nie skręcam kierownicą. Było to dziwne, bo zarówno na "Egoistku" jak i na "Kozie" trzeba się trochę nakręcić, a w przypadku tej drugiej nawet i czasem naszarpać.
Gdy dojeżdżaliśmy już w pobliże dworca odczułem, że muszę trochę więcej siły wkładać w jazdę na tym czerwonym cudeńku.Jechało mi się momentami naprawdę ciężko i mimo tego,że jechaliśmy dobrze mi znaną trasą czułem jak opadam z sił, a tempo staje się żenujące. Koło Guardiana wiedziałem już,że nie dojadę dalej niż do nastawni o czym poinformowałem koleżankę. Na szczęście nie sprzeciwiała się bo też miała mało czasu.
Poprosiłem ją o pamiątkową fotkę-na szczęście miała aparat-więc można było się dobrze ustawić.

Dogadaliśmy się tak, że ona już śmignie na moim rowerku na chatkę, a ja przetestuję jej bajka w drodze do pracy i z powrotem.Nawet się zgodziła i se po chwili pojechała swoim tempem.
Ja wciąż byłem zaintrygowany tym,że ten sprzęcik wciąż tak łatwo skręca. Niestety jechał nadal ciężko i przeżywałem prawdziwe męczarnie.Nawet piesi, którzy przypadkowo wtargnęli mi na ścieżkę spokojnie zdążyli z niej zejść nim dojechałem do nich. Więc dodatkowo mnie irytował fakt,że nie mogę nikogo opierdzielić - kurde - a tak bym kogoś najzwyczajniej zbeształ.
Wpadłem na pomysł,że po drodze zajrzę do serwisu.Się kurna narobiło!!
Chłopaki wykumali,że brakuje jakiejś części przy kole i przez to się mi tak ciężko jechało, bo ogólnie rzecz biorąc nie było w nim powietrza

No fakt - mieli rację:


Obiecali,że mi załatwią brakującą część więc już spokojniejszy pojechałem do pracy.A,że było już do niej bliziutko więc i tempo zdołałem utrzymać w miarę normalne.Muszę jeszcze podkreślić, że pozycja na rowerku jest niezmiernie komfortowa-wiadomo nie tak jak na kozie, ale jest dobrze. Ponadto rower świetnie składa się w zakręty i posiada bardzo przydatny bagażnik.

************************************************************
W pracy czas płynął całkiem szybko. W pewnej chwili na moją firmową komórkę dostałem dziwnego sms'a . Bardzo mnie rozbawiły reakcje kolegów i koleżanek z pracy, którzy po przeczytaniu tej wiadomości też się nieźle bawili, w końcu to firmowa komóra i wszyscy mają do niej dostęp. Tak jak wszyscy mogą czytać moje przygody na rowerku, które czasem mam ochotę tu opisywać
Muszę się nią podzielić tu także:

"Witam Piotrze. Czy musisz w swoich wpisach na BS zamieszczać jakieś aluzje do wpisów Edyty?Doskonale wiem jak rozwlekle i opisowo pisze,ale nie musisz wcale tego czytać. Czy aż tak bardzo nudzicie się z Jarkiem w pracy?Nie bardzo rozumiem co to ma na celu.Po którym wpisie z kolei przestaje to być zabawne...Pozdrawiam Robert.


Ogólnie dziwne, ale i śmiesznie infantylne - bo:
Też nie rozumiem o co chodzi, piszę sobie tu dla siebie, może dla kilku znajomych, może dla kilku "podglądaczy", nie ma przymusu czytania, ani obowiązkowej subskrypcji moich wycieczek...więc...
posługując się cytatem z w/w wiadomości - "nie musisz wcale tego czytać"


*****************************************************************************
Dzionek zleciał jakoś, a do domku wróciłem taksmeną, ponieważ kolega tak majstrował przy moim testowym rowerku, że mi go po prostu rozłożył...czy też w tym przypadku raczej złożył.




przed pracą

Wtorek, 16 października 2012 · dodano: 16.10.2012 | Komentarze 3

Dziś z rana zadzwonił jaro74 i powiedział,że ma ochotę coś pokręcić.
Jako że pogoda nie była zbyt fajna i trochę mżyło ociągałem się z podjęciem decyzji - jednak po dwunastym telefonie byłem już zdecydowany na przejażdżkę.
Jaro miał przyjechać po mnie pod Lidla, więc wyszedłem wcześniej by zrobić parę kółek dla rozgrzewki wokół bloku.Gdy poczułem, że już moje mięśnie są rozgrzane i utrzymają dobre tempo do jazdy puściłem się w dół ul.Okrzei w stronę Lidla. Jara jeszcze nie było, więc kilka razy okrążyłem sobie wokół parking robiąc z nudów slalom między kolorową kostką, którą jest wyłożony.
Gdy przyjechał Jaro, okazało się że zapomniał czapki Akcenta, na szczęście miałem dodatkowe rękawki w plecaku więc problem miał być rozwiązany. Niestety okazało się,że rękawki są trochę za wąskie lecz po dłuższej szamotaninie udało nam się wspólnie zainstalować jeden na jego głowie.Powiedział mi :"Teraz jest mi zdecydowanie cieplej, choć słabo słyszę, ale lepszy rydz niż nic"
Ruszyliśmy żwawo w kierunku al.Pokoju, potem ścieżką w dół, koło skansenu, pod dworcem, koło tlenowni, przez tory...dotarliśmy do rzeki.Skręciliśmy w prawo i terenem wzdłuż rzeki pomknęliśmy jeszcze kilkadziesiąt metrów. Tempo było ostre, bo przełożenie też dobre 3-2 i konkretna kadencja. Wydawało mi się,że jakby zaczęło mocniej padać. ale to tylko było złudzenie gdyż jadąc szybkim tempem zbyt blisko jechałem jara i cała woda z jego kół leciała mi na twarz. Niestety, pomimo moich krzyków żeby podkręcił tempo jechał wciąż przede mną - chyba faktycznie czapeczka z rękawka skutecznie wygłuszała wszystkie moje nawoływania.
Na prostej koło nastawni udało mi się w końcu z nim zrównać i po wiele znaczącej gestykulacji zatrzymaliśmy się na chwilę,żeby obejrzeć budynek nastawni i ustalić dalszą drogę do Olsztyna.
Deszcz nieco ustał, i pognaliśmy przez Skrajnicę.Wzniesienia nie stanowiły dziś dla nas problemu.Ja podjechałem na przełożeniu 2-6 i mogę śmiało powiedzieć,że kręciło mi się lekko. Dobrym tempem dojechaliśmy do rynku, Jaro chciał koniecznie strzelić pamiatkową fotkę ruin zamku jednak ten nie był dziś oświetlony, więc uznaliśmy że wracamy już do pracy.
Mocniej naciskając na pedały, w dobrym tempie skierowaliśmy się tą samą drogą do domu obierając kurs na Kusięta. I znów, jak poprzednio wzniesienia poszły gładko. Nie wiem czy to zasługa mojej formy, czy pozytywnego nastawienia do porannej wycieczki, ale kręciło mi się super. Już nawet deszcz mi nie przeszkadzał, bo chyba przestał padać. Przez las przed nastawnią jechałem pierwszy narzucając umiarkowane tempo.Jednak koło nastawni zauważyłem, że jestem sam - sam jak palec. A gdzie Jaro??? Pomyślałem,że muszę lekko przyhamować, ale nie miałem zamiaru się zatrzymywać, gdyż to byłoby niekorzystne dla rozgrzanych mięśni. Minąłem guardiana i dalej jadąc asfaltem dojechałem do ronda. Pomyślałem - fajne miejscówka na to żeby poczekać na kolegę. Zacząłem sobie robić okrążenia wokół ronda.1-5-10 czas leciał powoli 18-23-32.. Znów zaczęło padać.
Nagle na 72 okrążeniu zadzwonił telefon. Dzwonił Jaro - na wreszcie - pomyślałem, ciekawe co go zatrzymało. Okazało się,że pojechał inną drogą koło Michaliny, gdzie umył sobie rower, który był nieco upaćkany po przejażdżce. Mało tego, dwonił bo zaczynał się martwić co ze mną - gdyż już od 30 minut jest w pracy a mnie nie ma.No ładnie, a ja na niego czekałem...
Cóż było robić nacisnąłem na pedały i wzdłuż linii tramwajowej pognałem w kierunku tysiąclecia. Dobrym tempem zapierdzialałem do roboty, bo faktycznie była już spora strata czasowa. Udało mi się dojechać sprawnie w 21minut - więc z formą wciąż nie jestem na bakier.
Podsumowując: wypad całkiem niezły i pomimo problemów z niekompletną odzieżą i nie oświetlonym zamkiem w Olsztynie(brak fotek) udany, a do tego trzeba jeszcze dodać naprawdę dobre tempo pomimo niezbyt fajnej pogody.




troszkę miastowo i do Olsztyna...

Sobota, 21 lipca 2012 · dodano: 26.07.2012 | Komentarze 2

Musiałem dziś załatwić kilka spraw, ale co mi tam...szybko przemknąłem przez miejską dżunglę. Pedałując sobie miarowym ruchem doszedłem do wniosku,że można by się przejechać do Olsztyna - wszak jutro kawał drogi się zapowiada i trzeba jako tako podtrzymać formę. Chciałem też sprawdzić jak się spisują oponki przy prędkościach powyżej 30km/h, bo spodziewam się,że takie prędkości na jutrzejszym wypadzie mogą być normalne, a każde niepotrzebne wibracje mogą osłabić moje tempo.
Tak też sobie jechałem asfalcikiem i rozmyślałem nad najbardziej ekonomiczną pozycją do jazdy. Nie wiadomo kiedy dotarłem na Olsztyński rynek - jest tam teraz bardzo podobnie do mojego ulubionego miejsca w Częstochowie czyli pl.Biegańskiego. W Olsztynie poszli nieco dalej , bo nie ma ani jednego drzewka. Lubię takie place więc zrobiłem sobie 9 okrążeń dookoła w umiarkowanym tempie, żeby mięśnie nie ostygły ani też żeby zbytnio się nie forsować. Gdy na którymś z kolei okrążeniu przejeżdżałem koło przystanku autobusowego - mało nie straciłem równowagi! Znów uwagę moją przykuł gołąb - wstrętne ptaszyska chyba mnie prześladują! Jednak, gdy rozeznałem się nieco w sytuacji wszystko przybrało zupełnie inny obrót. Gołąbek się trochę nie ruszał i wyglądał jakby się nieco przejadł - nie wiem czy spał, czy po prostu postanowił się przekimać w takim właśnie miejscu - bo drzew na rynku nie ma(jak już wyżej pisałem). Cichaczem pstryknąłem mu fotę i zadowolony z takiego obrotu sprawy po dokończeniu dziewiątego okrążenia raźno cisnąc na pedały ruszyłem główną drogą w stronę domku. Droga mi się nawet nie dłużyła, bo wciąż zastanawiałem się czy jutro znów będę miał jakąś konfrontację z kolejnym gołębiem, czy spokojnie będę mógł się skupić na jeździe w grupie.
Podsumowując - kolejny samotny wypad w dobrym tempie i z przygodami.A test opon wypadł pozytywnie. Bez problemu mogę wchodzić w lekkie zakręty nawet przy 33km/h - przy wyższych prędkościach nie wiem, bo nie dało dziś rady szybciej - sporo samochodów - przecież sobota.

GOŁĄBEK NA RYNKU W OLSZTYNIE




przed pracą i po....wrót

Czwartek, 19 lipca 2012 · dodano: 23.07.2012 | Komentarze 0

Dziś również postanowiłem pojeździć przed pracą - niestety czasowo nie wyrobiłem się zbyt dobrze toteż po dotarciu do Zawodzia wbiłem się w las i już leśnymi duktami dotarłem do rowerostrady. Nastawnia, guardian i standardowo do dworca na Rakowie. Potem wzdłuż Warty do centrum i do al.JP II. Wzdłuż do Killińskiego i ścieżką do Dekabrystów, następnie między blokami do pracy.Fajny rześki poranek.
Po pracy jak zwykle coś do załatwienia i do domku.
Ogólnie jestem zadowolony z dzisiejszej jazdy - samotnie i w dobrym tempie, a mimo to nie odczuwałem jakiegoś większego zmęczenia.




zdarza się...

Wtorek, 17 lipca 2012 · dodano: 22.07.2012 | Komentarze 0

Jakoś dziś nie mogłem spać, dlatego zrobiwszy sobie kawę przed 6 wsiadłem na rowerek by przez Poraj pojechać do pracy. Trasa ancfaltem, bardzo standardowo. Jak już dojechałem do Jastrzębia stwierdziłem,że zajrzę na żeglarski - "ochraniacz" się zdziwił. Było sennie, a pogoda taka niepewna:

RANKIEM W PORAJU

Zebrałem się w drogę powrotną i utrzymując dobre tempo dotarłem do pracy.
Po robocie stwierdziłem ,że powrócę sobie też okrężną drogą - jednak moje plany wzięły w łeb przez nieproszonego gościa:

ŚLIMAK PRZESZEDŁ MI PRZEZ DROGĘ

A mam taką zasadę, że jak ślimak mi przejdzie przez drogę to trzeba lepiej wracać do domku. Cóż, niektórzy nie lubią czarnych kotów - mnie przeraża ślimak.
Tak więc poleciałem najkrótszą drogą do domku - i sprawdziło się - za chwilę nadeszła ciemna chmura i wszystko zostało zlane równiutko, a ja sobie siedziałem w domku. Tak więc jednak coś jest w tych przesądach.
Podsumowując - mimo niewyspania, bardzo udany dzień, wycieczka w dobrym tempie, które jest oznaką jakiejś formy - mam nadzieję że tej lepszej.
No i jeszcze raz fota ślimaka, dzięki któremu dziś nie zmokłem:




niedzielnie z ekipą

Niedziela, 15 lipca 2012 · dodano: 18.07.2012 | Komentarze 0

Dziś na spotkanie ustawka tylko z blablą.
Wychodząc z klatki już miałem opracowany plan dojazdu na miejsce spotkania. Dojechałem do Mireckiego i po skręcie w prawo już byłem na Okrzei. Następnie w lewo z góreczki - koło Lidla już zacząłem hamowanie ,żeby bezstresowo wejść w prawy zakręt w Wojska Polskiego. Udało się i już pędziłem z prędkością bliską 35km/h asfaltem w kierunku estakady.Następnie skręt w lewo i przejazd pod estakadą, jeszcze pasy i spotkanie z czekającym blablą. Obraliśmy kierunek na Poraj.
Trasa przebiegała w identyczny sposób jak tydzień temu z tą różnicą, że tempo było bardziej równomierne - nikt nie szarpał - oboje byliśmy skoncentrowani na równym kręceniu, gdyż właśnie podjęliśmy decyzję o rozpoczęciu przygotowań do Eksa Orbity.
Tak dojechaliśmy do skrzyżowania ul.Magazynowej i A.Mickiewicza, gdzie moją uwagę przykuł stojący nieopodal bocian.Niestety, zanim się przygotowałem do zrobienia fotki już się spłoszył i odleciał. Doszedłem jednak do wniosku, że jak już wyjąłem aparat to fotkę strzelę.

NA RÓŻOWO MIEJSCE GDZIE BYŁ BOCIAN

Wciąż rozgorączkowani widokiem bociana wskoczyliśmy na rowerki i pognaliśmy prosto ul.Nadrzeczną do centrum Poraja z zamiarem uzupełnienia płynów w mieszczącej się niedaleko Biedronce. Po dojeździe na miejsce pierwszy na zakupy wskoczył blabla, a ja cierpliwie pilnowałem naszych rumaków. Potem była zmiana i tym razem ja byłem w sklepie. W niedzielny poranek przy kasie miała zmianę Aneta - całkiem miła pracownica dyskontu, zapłaciłem 5,37zł za napój i banana. Po wyjściu okazało się, że blabla zapłacił za to samo 5,87zł bo miał większego banana....szczęściarz. Jak se już pojedliśmy to obraliśmy kolejny cel naszej dzisiejszej wycieczki - "leśny" w Olsztynie. Ruszyliśmy żwawo i za chwilkę byliśmy już na ul.Kolejowej gnając aż do jej końca.Potem terenowo wzdłuż torów, po których przemknął opóźniony pociąg do Katowic.
przy przejeździe skręciliśmy w prawo na asfalt i dalej, równo kręcąc "łykaliśmy kolejne metry", aż do skrzyżowania z leśnym duktem na Dębowiec. Skręciliśmy w prawo i cięliśmy przez las aż do leśniczówki. Następnie w lewo, znów w prawo. Po jakichś 200metrach minęliśmy kobietę i mężczyznę, którzy spacerowali z psem.Gnaliśmy dalej, aż dotarliśmy do asfaltu, w lewo i pod górkę, z górki i po równej drodze wciąż przed siebie. Minął na autobus, a my już zbliżaliśmy się do "leśnego" - jeszcze jeden podjazd, prosta i wreszcie odpoczynek. Kupiliśmy sobie napoje i rozmawialiśmy o tym, jak ładną mamy pogodę na rowerowanie.

BUTELKA PO NAPOJU KTÓRY PILIŚMY

Po posiadówce ruszyliśmy dalej ulicą Kuna, Napoleona potem w prawo w Polną i w lewo w Sosnową przez górkę. Następnie przecięliśmy Słoneczną i terenem przez pola i las, gdzie trzeba było umiejętnie manewrować i wybierać odpowiedni tor jazdy by nie zagrzebać się w piachu. Potem było sporo gałęzi, które nas trochę spowolniły. Postanowiliśmy, że nadrobimy to zachwianie średniej na rowerostradzie, bo trzeba pewien poziom utrzymywać. Wyjeżdżając z lasu prosto na ul.Narcyzową poczułem znów przypływ energii, dlatego wysunąłem się na prowadzenie. Blabla został 150-180cm w tyle - ciężko mi dokładnie ocenić odległość bo byłem skupiony nad trasą, żeby dobrze się złożyć w zakręt na rowerostradę bez utraty prędkości. Wciąż jechałem jako pierwszy - nikogo nie było przed nami. Rób fotę - pomyślałem - i tak zrobiłem

PUSTA ROWEROSTRADA

dojechaliśmy dobrym tempem do torów i znów musieliśmy przenosić rowery bo wciąż nie ma tam przejazdu - koszmar. Mało tego, o mały włos a rozjechałby nas pociąg. To skandal, bo nawet nie zwolnił widząc jak taszczymy nasze rowerki przez tory. Na szczęście udało nam się przeprawić niemal w ostatniej chwili

GROŹNY POCIĄG WIDMO

Przejechaliśmy przez lasek i już byliśmy na Kręciwilku pędząc ul.Bugajską w kierunku kolejnego przejazdu. Ku naszemu zdziwieniu był otwarty - pierwszy raz udało mi się przejechać przez ten przejazd nie czekając na jego otwarcie. Za przejazdem skręciliśmy w prawo i wzdłuż muru dawnej cegielni terenem dotarliśmy do michaliny. Potem obok torów biegnących nasypem dotarliśmy do al.Wojska Polskiego, pod torami przejściem , po chodniku i mostem nad nowymi torami tramwajowymi. Wzdłuż blokowiska i na wysokości kładki pożegnałem blablę odbijając w prawo. Śmignąłem między samochodami stojącymi na parkingu i już byłem na Mireckiego - już miałem jakieś 250m do domku więc mocniej nacisnąłem na pedały by utrzymać doskonałe tempo tej wycieczki.
Podsumowując - kolejny niedzielny wypad w męskim towarzystwie, pogadaliśmy o pierdołach, ale też zaczęliśmy przygotowania do Eksa Orbity, w dobrym tempie pokonaliśmy zróżnicowany teren i gdyby nie to, że gonił nas czas pewnie jeszcze pojechalibyśmy drogą koło nastawni - może następnym razem się uda.




bez celu....

Środa, 11 lipca 2012 · dodano: 12.07.2012 | Komentarze 0

Dziś do pracy ruszyłem zostawiając kozę w domku - trasa jak zwykle standardowa.Na Niepodległości znów zatrzymało mnie to paskudne światło przy Równoległej.Ale nic to bez skrępowania pedałowałem dalej.Po dojeździe do pracy okazało się,że wyjechałem dziś zupełnie niepotrzebnie - mam dzień wolny! Co za pech! Nie wiedziałem co robić - jeździć w kółko dookoła osiedla, czy czmychnąć gdzieś przed siebie...
Przypomniałem sobie,że przecież mogę odwiedzić syna u teściów w Myszkowie.
Tak też zrobiłem - pojechałem trochę niebieskim, trochę ancfaltem, trochę wzdłuż torów, trochę ciemno różowym po Myszkowie. Jako,że trochę nie chciało mi się zapie..ć z powrotem rowerkiem, a czas naglił wybrałem powrót pociągiem.
ILEŻ JA SIĘ KURNA WYCZEKAŁEM NA TEJ STACJI!!!

"A POCIĄGU NI MA"

Na szczęście przyjechał i mogłem spokojnie jeszcze załatwić kilka spraw w mieście,następnie udałem się na myjkę gdzie za siedem złociszy rower został wreszcie umyty.Na koniec popedałowałem do Adasia, który ma zadanie bojowe - doprowadzić Egoistę do stanu jaki nie będzie wzbudzał u mnie negatywnych odczuć podczas jazdy.
A od Pana Marcina dostałem rower do testów.W ogóle jakaś dziwna sprawa - wracając w obcisłych gatkach od Adama(naturalnie bez roweru z kaskiem pod pachą) zaczepił mnie gość(Pan Marcin)powiedział mi, że chętnie pożyczy mi swój rower, bo to bez sensu żebym taki kawał szedł do domku w spd-ach i w ogóle jakiś taki spoko gość. Mogę sobie kilka dni pojeździć skoro mój jest "w warsztocie", a potem mu oddam.Naprawdę, aż miło się człowiekowi robi jak takich ludzi spotyka.
Jutro do pracy jadę na KROSSie...




niedzielnie z ekipą

Niedziela, 8 lipca 2012 · dodano: 08.07.2012 | Komentarze 6

Już wczoraj miałem ochotę na dzisiejsze pedałowanie...
Z ekipą ustawka o 8.30- ja jak zwykle za późno wyszedłem : pojechałem Mireckiego potem Lenartowicza skręt w lewo w Zamenhofa, następnie w prawo w Al.Wojska Polskiego, pod estakadą przez pasy i już byłem na miejscu zbiórki.Tam już chłopaki czekali, ale postanowiłem dokręcić korbę...następnie dopompować koło - no i kurna urwałem wentyl!!! No cóż, sięgnąłem po zapas do szarego plecaczka - okazało się, że wożę też rozdupconą dętkę.Szybka decyzja i już jechałem na rowerku blabli po zapas do domku - trasa taka sama jak wyżej x2.
Czas leciał nieubłaganie....Po tych wszystkich przygodach w końcu udało mi się doprowadzić rower do używalności o godz. 9.04.Minutę później już jechaliśmy w stronę Katowic al.Wojska Polskiego , by za jakieś 500m przeskoczyć na ul.Bohaterów Katynia, którą po pokonaniu sporej górki znów dotarliśmy do al.Wojska Polskiego. Na podjeździe trochę było ciężko i trochę mnie to zmartwiło, ale Arek dodał mi otuchy ciepłym słowem i już jechało mi się o wiele lepiej - średnia było do tego momentu 28,7km/h
Potem trzeba było bardzo zwolnić, bo musieliśmy pokonać przejście dla pieszych - ale to nie zajęło nam wiele czasu - ruch dziś niewielki więc poszło szybko. Potem kawałek chodnikiem zjazd z górki obok schodków i wypadliśmy na ul.Cementową potem Fabryczną przez jakieś pola i już byliśmy na ul.Spacerowej w Słowiku. Tempo było wyśmienite, jednak jeszcze daję radę utrzymać koło.Z biegiem kilometrów ulica Spacerowa zmieniła się na Okólną, potem Słoneczną. Minęliśmy Korwinów z dobrą średnią 28,3km/h. Nową Wieś też zostawiliśmy w tyle z ulicy Strażackiej skręciliśmy w lewo w Szkolną. Następnie przecięliśmy ul.1Maja i wbiliśmy się w Nadrzeczną, która póżniej zmienia nazwę na ul.Karoliny, w lewo w Topolową i byliśmy w Kamienicy Polskiej.Znów w lewo w ulicę Konopnickiej,koło sklepu z drzewkami i w prawo w Magazynową, koło stadionu i między domkami wciąż prosto aż dotarliśmy do ul.Mickiewicza na Jastrzębiu. Później ul.Wojska Polskiego do zalewu i pod lasem w lewo. Minęliśmy kilkunastu wędkarzy nie wzbudzając żadnego dopingu - dzisiejsi wędkarze jacyś tacy markotni, szkoda.
Dotarliśmy do jachtklubu. Kupiliśmy sobie coś do picia i...nie zdążyłem odebrać tel. od Przema. Zadzwoniłem za chwilę i powiedziałem mu gdzie mamy jechać- wyszło na to, że może się spotkamy w leśnym. Poszedłem sobie umyć ręce. gdy wróciłem do stolika zaczynało padać, Arek się śmiał - niestety nie wiem z czego bo mnie chwilę nie było...trudno najwyżej tego nie będzie w tym wpisie.
Po chwili pogaduszek, dokończyliśmy napitkę i rozpoczęliśmy przygotowania do dalszej drogi. Blabla dopompował sobie koło pompkę pożyczoną ode mnie. Wyrzuciliśmy butelki po napojach do kosza i ruszyliśmy w dalszą drogę. Znów przejechaliśmy koło tych milczących wędkarzy by następnie skręcić znów w kierunku Jastrzębia w ul.Wojska Polskiego. Następnie w ul.Zieloną i wzdłuż wału przy zbiorniku dotarliśmy do ul.Armii Krajowej. Po drodze Artur z blablą prowadzili rozmowę na temat mijanego człowieka - zastanawiali się czy to ich kolega z technikum, czy też nie... Wjechaliśmy w ul.Północną i jadąc zwinnie między domami dotarliśmy do dworca Poraj. Następnie przejechaliśmy przez tory - mało co a nie zmieściłbym się na zakręcie ponieważ jakiś kierowca właśnie w tym miejscu próbował się dowiedzieć czegoś od kobiety w niebieskim swetrze - niestety nie wiem czego, bo już nie podjechałem do nich w tych nerwach. Później spokojnie jechaliśmy sobie ul.A.Mickiewicza na której postanowiłem zrobić kolegom fotkę.Niestety ich kondycja jest lepsza od mojej bo mimo kilku prób wyprzedzania i kombinowaniu z przełożeniami nie mogłem ich wyprzedzić więc fotka jest taka:

Ulica zmieniła nazwę na ul.Wolnosci. Skręciliśmy w Szkolną - góra masakra - zostałem w tyle - zresztą niczego lepszego się nie spodziewałem. Potem koło kościółka kawałek prosto i w lewo z góry mijając domki zakonnic i cmentarz wpadamy na kamienisty podjazd. Na zjeździe Arek łapie snake'a i rozpoczyna się cała ceremonia :

Arek łata "gumę"

W tym czasie ja sobie biegałem po okolicznych łąkach...

Coś się przyczepiło ;)

Blabla o czymś pewnie rozmawiał z Arturem. Po chwili ruszyliśmy dalej-zjazd był fajny, dookoła drzewa a piach na drodze mokry i dzięki temu przejazd był łatwy. Mijając co jakiś czas kałuże dotarliśmy do asfaltu. Po lewej stał jakiś samochód niedzielnego turysty - na szczęście miejsca było sporo i bez przeszkód pomknęliśmy asfaltem w kierunku leśnego. Na parkingu przy Sokolich spotkaliśmy michaiła z żoną wnuczką(ależ te dzieciaki rosną!) Po krótkiej gadce znów w bloki i dalej do leśnego ulicą Kuhna. Po dotarciu, krótka posiadówka i gadki szmadki.Ja zrobiłem sobie fotkę pierwszego błotka:

Egoista-brudasek

Blabla pokazywał nam swój nowy-wypaśny telefon. Jest fajny, podobał się Arkowi i mnie. Arturowi to nie wiem, bo dzwonił chyba w tym czasie do żony. Jak ruszyliśmy z leśnego wyszło słońce i zaraz zaczęła robić się straszna parówa.
Skręciliśmy w Napoleona, potem Polną dotarliśmy do Sosnowej - przez górkę i dalej Słoneczną aż do Skrajnicy.Następnie księżycową przez las, Narcyzową aż do rowerostrady zaczynającej się na Odrzykoniu przy stacji benzynowej. Śmignęliśmy aż do samych torów stacji Mirów, jednak dobrze wiedząc że wciąż tam nie ma żadnego przejazdu odbiliśmy w prawo w stronę Guardiana skręcając w Szlak Królewski.Potem koło nastawni pod torami , przez tory , rondo, znów przez tory i terenem koło nowych magazynów, przez łąkę , wałem wzdłuż Kucelinki, przez most w lewo.Później długa prosta asfaltem do mostku nad Wartą, gdzie minęliśmy stojącą paniusię patrzącą chyba na ryby.I jeszcze przez tory, koło małej łąki, koło sądu. Następnie pod dworcem Częstochowa Raków(nie było żadnego pociągu na peronie)po wyjeździe koło pętli autobusowej, następnie minęliśmy Skansen Kultury Łużyckiej , kwiaciarnię i ścieżką rowerową wzdłuż alei Pokoju. Pożegnałem się z ekipą skręcając w ul.Iłłakowiczówny. Następnie Waryńskiego dotarłem do Okrzei skąd już miałem rzut beretem. Skręciłem w Mireckiego i w lewo i już byłem pod klatką. Pozdrowienia i podziękowania za cierpliwość dla moich dzisiejszych kompanów.




wieczorowo..nocnie

Niedziela, 1 lipca 2012 · dodano: 01.07.2012 | Komentarze 0

No cóż, dziś euro się zakończyło...wieczorkiem minimalnie pokropiło - odniosłem wrażenie, że jest ciut chłodniej - bardzo, bardzo przyjemna przejażdżka przed snem.
Korba mi się poluzowała...kuwa!




praca...i droga powrotna nieco okrężna

Czwartek, 28 czerwca 2012 · dodano: 29.06.2012 | Komentarze 0

Kolejny dzień niepewnej pogody i kolejna fajna droga powrotna.